Łomża - okolice:
Wakacje z przyrodą, czyli
Warsztaty przyrodnicze w Drozdowie, dzień 4
Myślą przewodnią i jednocześnie planem kończącym wakacyjne spotkania przyrodnicze było wykonanie zielnika.
Przygotowania do wykonania tego zadania trwały od początku warsztatów: dzieci chodziły do parku i na łąkę nad starorzecza, poznawały wybrane rosnące tam zioła, uczyły się zbierania, bez szkody dla środowiska oraz tego, jak je odpowiednio przygotować do suszenia. W efekcie rośliny były doskonale przygotowane.
Wysuszone ziele krwawnika |
Zanim jednak zasuszone zioła trafiły do zielników, młodzi uczestnicy raz jeszcze wyruszyli na obserwacje terenowe. Tym razem miejscem badań botanicznych był przypałacowy park.
Niektóre z rosnących tam roślin okazały się być dzikimi przybyszami z egzotycznych stron świata, jak np. niecierpek drobnokwiatowy, naturalnie występujący z Azji. W XIX wieku, w postaci zdziczałej, przestał być wyłącznie ozdobą ogrodów botanicznych, a stał się rośliną inwazyjną, zasiedlającą tereny lasów liściastych, parków i cmentarzy.
Niecierpek drobnokwiatowy |
Niecierpek drobnokwiatowy - pęknięty strączek z nasionkiem |
Dalsza część poznawcza związana była z drugą częścią parku, czyli kładką krajoznawczą nad bagiennymi terenami rozlewiskowymi Doliny Narwi.
Dzieci miały okazję przyjrzeć się różnorodnym gatunkom drzew. Również tym, które padły naturalną ofiarą wiatrów i burz. Młodzi przyrodnicy dowiedzieli się, dlaczego wiatrołomy (czyli drzewa powalone przez żywioły) są ważne dla życia botanicznego.
Po powrocie kolejny raz młodych odkrywców czekała niespodzianka pod hasłem "przyjemne z pożytecznym": dzieci dostały po kawałku słonecznika oraz jabłko i marchewkę.
Miały okazję dowiedzieć się, że słonecznik jest kwiatem z rodziny astrowców, a każde nasionko pochodzi z odrębnego kwiatu, zebranego w duży koszyczek. Mogły też przyjrzeć się jego poszczególnym częściom pod mikroskopem.
Po skończonym posiłku nadszedł czas na zadanie kończące czterodniowy cykl spotkań: samodzielne wykonanie zielnika.
Prawidłowo suszone roślina do zielnika |
Efekt końcowy wymagał jeszcze sprawdzenia okiem fachowca.
Warsztaty przyrodnicze okazały się fantastyczną alternatywą dla statycznego życia w świecie komputerów i telefonów. Znam dwójkę, która cały czas męczy Matkę Rodzicielkę o siatkę na motyle, które - podobnie jak i żaby - łapie, gdzie tylko może. A wszystko po to, aby potem pochwalić się, że złapali bielinka, cytrynka albo konika polnego, które po ewentualnej sesji zdjęciowej, upamiętniającej to wiekopomne wydarzenie, zostają wypuszczone tam, gdzie były złapane.